Sytuacja z wczoraj:
jako, że już od jakiegoś czasu mieszkam gdzie indziej, a na miejscu nie mam osoby, której mógłbym powierzyć serwer, to administruję nim zdalnie, a jak net nie działa, to ktoś, kto akurat jest w pobliżu, naciska ctrl+alt+del. Od niedzieli nie było internetu, o czym moja matka poinformowała mnie wczoraj jak już dzwoniła na 0800102102, bo restarty serwera nie pomagały. Od razu wiadomo, że to port na centrali, bo już nieraz się to zdarzyło.
No ale gościu na infolinii jak zwykle rozgarnięty każe posprawdzać kable (przy których NIC nie było ruszane, a modem łapał synchro), potem kazał odłączyć kabel usb od modemu neo, co matka uczyniła.
W końcu zawołała sąsiada-usera, żeby z gościem gadał, a na końcu zadzwoniła do mnie.
Kurna, jeszcze trochę, a by mi pół serwera rozebrali na części przez jakiegoś kretyna

No, ale jak już się dowiedziałem, w jakim stadium jest psucie, to udało się wszystko zrobić
Matce kazałem popodłączać wszystkie kable z powrotem i powiedzieć gościowi, że od naszej strony wszystko jest w porządku, bo komputer jest pod LINUXEM, a nie windą i nie mają prawa się robić jakieś jaja ze sterownikami, a tak poza tym, to weźcie kurna zrestartujcie ten cholerny zawieszony port

Oczywiście miły PAN

coś tam pomieszał u siebie, stwierdził, że status ok, to żeśmy się rozłączyli, zrobili profilaktyczny restart serwera i...
internet jest

nie no, jak jeszcze raz każą pół serwera rozpieprzać po to, żeby port na centrali zrestartować, to im chyba do tej infolinii siakąś atomówkę wyślę
To tyle jeśli chodzi o wyładowanie nerwów

:D:D
_________________
NND 07/2005, P200MMX, 32MB RAM, HDD 2GB+bad sectory

, Neo512, Sagem f@st 800, 5 userów.
